Stare, wyłączone z eksploatacji rurociągi dostarczają od lat wielu kłopotów swoim właścicielom, przedstawiamy to na przykładzie kłopotów Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych z Płocka i ropociągu położonego na dnie Wisły w Gniewie (rok 2005). Z racji nieobliczalnego zachowania się dna naszej Królowej Rzek, powodującego notoryczne odsłanianie rurociągu w nurcie, jak również stwarzając potencjalne zagrożenie z tytułu podeszłego wieku rurociągu. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wydobycie go w całości ale z punktu widzenia ekologicznego wiązałoby się to ze zniszczeniem brzegu rzeki po obu stronach na obszarze o długości kilkuset metrów od linii brzegowej, o kosztach takiego przedsięwzięcia nie wspominając.

W wyniku długotrwałych dyskusji i konsultacji, z uwagi na brak jakichkolwiek podobnych porównawczych projektów wykonanych w naszym kraju, zapadła w końcu ostateczna decyzja, która przewidywała całkowite wyczyszczenie wnętrza starego ropociągu a następnie wypełnienie go zaczynem cementowo – bentonitowym. Rozwiązanie to zapewnia czystość ekologiczną rury nawet w przypadku korozyjnego pęknięcia ścianek w przyszłości a jednocześnie zwiększa ciężar tak wypełnionego obiektu i zmniejsza jego skłonności do nadmiernego wystawania powyżej dna rzeki.

Problem polegał tylko na wykonaniu tego zadania w którym rozwiązania wymagało kilka niewiadomych i wiele ograniczeń z którymi nie często można się spotkać przy najróżniejszych pracach związanych z technologiami bezwykopowymi.

Stary rurociąg wypełniony był w momencie wyłączenia go nie tylko surową ropą naftową ale również kilkunasto milimetrową warstwą osadów ropopochodnych na ściankach rury, co przy jego długości wynoszącej około 650 m dawało w sumie problem o objętości około 30 m² nieprzewidywalnego, silnie przywartego do ścianek osadu. Oczywiście wielokrotnie tłoki inspekcyjne zgarniały wierzchnią warstwę takiego osadu ale w tym przypadku należało go usunąć całkowicie do tego stopnia, że wypełniająca później rurociąg woda musiała mieć czystość na poziomie wody nadającej się do ogólnego wykorzystania. Ponadto ogromnym ograniczeniem we wszelkich poczynaniach było poważne zagrożenie wybuchem par ropy naftowej i wynikające z tego faktu procedury spawania kołnierzy, zakładania śluz z tłokami czy inne z pozoru łatwe czynności, w tym wypadku odbywały się z pełnym zabezpieczeniem wyspecjalizowanych jednostek Straży Pożarnej, aż do momentu ostatecznego pozbycia się ropy naftowej z rurociągu.

Kolejnym ograniczeniem była konieczność ciągłego wypełnienia rurociągu w pełnej praktycznie objętości przynajmniej wodą w celu uniknięcia ewentualnych niekontrolowanych ruchów rury w obrębie koryta rzeki.

Ostateczna wersja projektu przewidywała usunięcie ropy przez wyparcie jej wodą i odbiór wypływającej cieczy na specjalną barkę, wyspecjalizowanej w odbiorze i utylizacji popłuczyn ropopochodnych firmy Comal z Gdańska. Następnie poprzez tłoczenie wody, nadane zostały dwa tłoki ze śluzy startowej usytuowanej na zachodnim brzegu, pomiędzy którymi przestrzeń została wypełniona specjalnym detergentem, którego zadaniem było chemiczne oddziaływanie na osad wewnątrz ropociągu z takim założeniem, że drugi tłok powinien swoimi sześcioma poliuretanowymi manszetami, zgarnąć rozpuszczone osady do czysta.

Kolejną operacją, poprzedzoną badaniem laboratoryjnym próbek wody za drugim tłokiem na obecność zawartości zanieczyszczeń ropopochodnych, było nadanie kolejnego tłoka, za którym cały rurociąg wypełniony został, opracowanym przez firmę Heads z Krakowa, zaczynem cementowo – bentonitowym z dodatkami, które pozwoliły na wydłużenie czasu początku wiązania zaczynu i redukowały jego opory przepływu i ciśnienie tłoczenia.

Proces przygotowywania i zatłaczania gigantycznej ilości około 350 m3 , przy rosnącym do kilkunastu bar ciśnieniu, musiał przebiegać bardzo szybko i sprawnie, w rezultacie mimo różnych przeciwności udało nam się wypełnić stary rurociąg w czasie około 10 godzin. Końcowym akordem związanym z umartwieniem starego odcinka pod Wisłą, było zaspawanie obu końców rury specjalnymi deklami z dospawanymi króćcami do odpowietrzenia i całkowitego wypełnienia poziomych końcówek rury.

Na szczególną uwagę, przy wykonywaniu tej operacji, zasługuje fakt niespodziewanie dużej skuteczności oczyszczenia ścianek ropociągu (co doskonale widać na zdjęciu) i w efekcie tego, znikomą na początku i niewykrywalną w późniejszych próbkach, zawartość zanieczyszczeń w wodzie wypychanej z rury tłokiem, podczas cementacji.

Podobna, choć znacznie uproszczona, operacja została przez nas wykonana w Gdańsku i związana była z wykonanym wtedy dla Rafinerii Gdańskiej przekroczeniem rzeki w technologii HDD ropociągiem DN 600 i w związku z tym umartwieniem wyłączonego z eksploatacji syfonu pod Martwą Wisłą, pomiędzy Rafinerią Gdańską a drugim brzegiem. W tym konkretnym przypadku nie było możliwe napędzanie tłoków czyszczących wodą z uwagi na nieszczelność starego syfonu. Przyjęliśmy zatem rozwiązanie polegające na kilkukrotnym przeciągnięciu odpowiednio zmodyfikowanego tłoka, dającego na bazie naszych wcześniejszych doświadczeń pewność dokładnego usunięcia resztek parafiny, za pomocą wciągarki linowej klasy 20 ton. Za ostatnim przejściem tłoka wciągnęliśmy za nim wiązkę dwóch rur polietylenowych z których jedna stanowić będzie kanalizację wtórną dla celów teletransmisji, podczas gdy drugą zatłaczany był zaczyn wypełniający, z takim wyliczeniem aby przyrost objętości rury do wypełnienia nie był większy od ilości dostarczonego za tłokiem zaczynu. Po wypełnieniu całej objętości umartwianego ropociągu, wyciągnęliśmy polietylenowy przewód, dotłaczając ilość zaczynu równą jego objętości. Zakorkowanie końcówek i dopełnienie, stanowiło już rutynową formalność.

W porównaniu z operacją w Gniewie, ilość zaczynu była pięciokrotnie mniejsza, a więc i skala zagadnienia odpowiednio zredukowana, aczkolwiek udało się to wykonać znacznie prostszą metodą i przy bez porównania mniejszych nakładach.

W najbliższej przyszłości podobne problemy pojawią się z kolejnym wyłączanymi ropociągami. Jesteśmy przygotowani do wykonywania podobnych zadań.